niedziela, 29 grudnia 2013

Moja sukienka

sporo mówi o moim GENDER.
Jak każdy ubiór/strój moja sukienka jest moją " drugą skórą".Bardzo ją sobie cenię: skórę i sukienkę .Dlatego raczej NIE przebierałam się " na kogoś" i raczej NIE udawałam kogoś innego.Przesadnie modna też NIE bywałam, ale za to mam coś, co od biedy można zwać stylem.Od wielkiej biedy, bo ten styl NIE jest do naśladowania przez nikogo jednak.I dlatego jest tylko stylem od biedy właśnie, bo stylem jednoosobowym.NIE sądzę , by ktokolwiek miał w szafie tylko tuniki zwane sutannami i zakładał je na sukienkę właśnie.A taka ja na przykład tak właśnie robię i gdy pojawiam się w tłumie wszystko jest jasne.Wiem , bo wyczuwam, czy inni darzą mnie akceptacją.Po to zakładam kapelusz i buty na obcasie,by zarabiać na chwilkę aprobaty.Chanel no 5 noszę dla siebie, bo lubię , ale kapelusz i szal noszę dla publisi i jest to mój wkład w
wystrój miejsca, w którym żyję .Miejsca najbrzydszego z możliwie brzydkich, bo takiego statusu dorobiła się właśnie Polska.Mam nadzieję,że NIE z mojego powodu, bo NIE jestem architektem/NIE buduję kościołów i NIE wyrzucam odpadów/śmieci na ulicę.
Inspiracją do niniejszego wpisu jest właśnie inkryminowane zachowanie chłopczyka (sprzed chwili), który w pobliżu kościoła rzucił mi pod nogi niedopałek.
To jasne,że zareagowałam.Po swojemu, czyli zapytałam uprzejmie, czy mamusia wie... Chłopczyk odpowiedział,że jest sierotą i dopiero wówczas zobaczyłam koloratkę i zuchwałość.
Koloratka mnie rozśmieszyła, a zuchwałość nastroiła do konsekwentnego doprowadzenia sprawy do końca.
-Wobec tego powiemy o tym proboszczowi...- usłyszałam swój głos i twarz chłopczyka odmieniła się zupełnie.Był moment,że nawet zastanawiałam się, czy to aby ten sam chłopczyk, który mi peta pod nogi rzucił.
- Pani jest...- machał rękami, a tymczasem wkraczaliśmy na teren kościoła, z którego wychodzili mężczyżni i dwie kobiety.
- Ki diabeł, pomyślałam, gdy każdy z nich kłaniał się chłopcu w pas.
- Pani jest...- zaczął na nowo, ale odparłam,że wiem kim jestem , więc przestał .
- To pan NIE wie, kim jest...- zaatakowałam z bezsilności i z bezradności, bo na jedno proste słowo NIE mogłam się doczekać.
- Skąd pani wie,że to ja akurat nie wiem,kim jestem a pani niby wie?! Jestem księdzem i należy mi się...
Poczułam jak mocne dłonie chwytają mnie za bary i zauważyłam,że skręcamy w stronę plebanijnego pałacu.Czułam się średnio, bo wokół pustka, a  psom rasy agresywnej nie za bardzo podobało się,że próbuję się wyrwać z objęć ochroniarza.
W końcu stanęłam przed obliczem.
Stanęłam dlatego,że zareagowałam na  karygodne zachowanie, więc musiałam być ukarana i zostałam ukarana, ale o tym osobno.
Ucierpiała też moja sukienka, bo gospodyni wylała nań wino czerwone słodkie zwane mszalnym.Może dobrze, że wylała, bo na plebanii  przebywałam prawie dwie godziny. Dość, by rozmawiać o sukienkach i o gender.
- To kim ja jestem, skoro noszę sutannę, czyli sukienkę?- zapytał hierarcha, a ja bez chwili zastanowienia odpowiedziałam,że NIE jest ani mężczyzną ani kobietą...
Chciałam uzasadniać swoje stanowisko,że moja sukienka mówi sporo o mnie, ale już nikt mnie słuchać nie chciał.
Może to i lepiej, bo już  nic  NIE miałam do powiedzenia, a w szczególności NIE spodziewałam się przeprosin.

1 komentarz:

  1. Witaj Dobrochno!
    Hierarchowie Kościoła wymyślili sobie jakąś ideologię gender, aby mieć wroga z którym walczyć trzeba... Za pół roku nikt o gender nie będzie pamiętał, a sukienkowi wymyślą sobie kolejnego Czarnego Luda, albo innego Słonia Trąbalskiego. Taka ich uroda.
    A póki co, to oby nam się dobrze działo w 2014 roku i wszystkie marzenia ziszczyły....
    Pozdrawiam noworocznie.
    Michał

    OdpowiedzUsuń