czwartek, 28 lipca 2011

Powstanie Spartakusa...

czyli szóste małżeństwo Helusi .
Wiem,że chce mi coś powiedzieć i nie ma pewności, czy może.Rozmów o podświadomości unikałam jak potrafiłam.Cóż ja wiem o tej mocy, która uwalnia nas od zewnętrznej moralizy i sprawia,że jesteśmy sobą...Ledwo liznęłam "Potęgę podświadomości" Joseph^a Murph^ego i ledwo wyczuwam, o czym może dumać Helusia, gdy milczy i wpatruje się w moje oczy.
Ryszard chce pobyć z nami pięć minut, a potem pójdzie do lasu.Na grzyby, ale tylko ja wiem,że to alibi.Hela nie chce słyszeć o przygotowaniach do rocznicy urodzin, ale on swoje wie.I zrobi jak zamierzył.
- Uczyłem się twojej kobiecości, królowo przez 70 lat...- szepcze, gdy Helusia
kombinuje jak rozpocząć pracę ze swoimi wnuczkami.Na synowe już za póżno...
Może jeszcze nie popełniły wszystkich swoich błędów, ale...- Mobilizuje Ryszarda, by mówił, ale zaciął się i nijak nie potrafi ruszyć.Rozumiem,że nie znajduje atmosfery i poczeka na stosowniejszą chwilę.
- Może nie nadejść, Rysiu.- słyszę cichy głos Heli i Ryszard rozgląda się za posiłkami.Znajduje "Receptę Petera"Laurence J.Petera i czyta:"Żaden wielki człowiek nie skarży się na brak okazji"-Emerson.Mówi,że uważał się za wielkiego, gdy był mały jak..., ale nadszedł moment, gdy poczuł siłę...Przyszła sama.Jak wszystko, co najważniejsze.Przyszła i zrobiła z nim, co chciała. A chciała, by zrozumiał elementarz .
- Jakoś nie mogłem.- zacicha i wierci się w fotelu.Świat dla mężczyzn jest zbyt skomplikowany, a dla kobiet mniej.Widziałem to, ale nie chciałem przyjąć do wiadomości swojej,że ...Bo to byłaby zdrada stanu męskiego.Tymczasem, co robiłem najlepiej.Najlepiej szło mi z unikaniem decyzji...I nicnierobieniu.A niezłomny to ja był jak Zawisza.Tylko wówczas, gdy z prądem się unosiłem.
I gdy mogłem rozkazywać.Nie sobie, ale innym.Helusi przede wszystkim.
A ona mi na to,że niezdecydowanie to ja...Tak mówiła ...
- Nigdy, Ryś! - to, co mówisz to prawda, ale nigdy..., nie pamiętam, bym mówiła.
-Mówiłaś to od zawsze.Od chwili, gdy powiedziałem ci,że jesteś moja, a potem...
- Posesjonat jeden.Sama widzisz, co mu się śniło...
- Tego byłem wyuczony i nikt nie był władny zmienić tego, co było wygodne.Nikt poza mną.Nikt, bo tylko ja sam wiedziałem,że jestem niewolnikiem...Postanowiłem,że wyjdę z niewoli.Jak Mojżesz...
- Ale Mojżesz wyszedł z niewoli bogini Aszery!- Hela niemal krzyknęła z oburzenia ,iż zwalczał Baala i przemocy używając bezprzykładnej na zawsze przypieczętował patriarchat dla nas.
- Wyszedł z jednej niewoli w drugą, ale ja chciałem wyjść ze swojej niewoli.Ze swojej, Helu.
- To łatwo ci, skarbie nie było.Chyba wiem, kiedy podjąłeś decyzję...
- Wiesz, ale za nic się nie przyznam,że był moment, gdy czułem się jak...Jak zero.Nikt nie jest zerem bez swojej zgody, a ja się zgodziłem .Moje dzieła kwitły i owocowały, a ja czułem się podle...Tak bardzo,że już nie miałem nic do stracenia.Nic poza sobą.I w jednej chwili zobaczyłem,że chcę brać przykład z wszystkich, chcę im się podobać.Kosztem siebie.I to mi się nie podobało...
- I pogadałeś z własną duszą, Ryś... I pogadałeś. I co usłyszałeś?
- Niewiele...Stwarzanie samego siebie- to było takie nierealne, ale mnie jakoś wzięło.I trzymało.Kierowało na tory religii, kobiecości, seksualności i przemocy.
Szukałem siebie w tych sprawach i rozglądałem się wokół.I nikogo nie zobaczyłem poza ...rewolucjonistami.Byli po mojej stronie.Chcieli tego samego co ja.
- I przegrywali swoją walkę jak Jezus, Nietzsche...
- I przegrywając jednocześnie wygrywali, bo ja ...- Ryszard zacichł i wyrażnie miał ochotę opuścić nasze towarzystwo, co zresztą uczynił.
- A więc to było jego powstanie Spartakusa.- rzekła Helusia i zamierzyła wstać.
Gdy upadła kula- Ryszard był znów na posterunku.Czułam,że czegoś ode mnie chce, ale  nie potrafi jeszcze sformułować życzenia.-Jak ci ułatwić, Ryszardzie? -
zapytałam i konspirator uśmiechnął się szeroko:Wiesz...-powiedział i wydawało mi się,że wiem. Helusia też wiedziała: jutro musimy porozmawiać poważnie.
- Musimy, bo zdobyliśmy tę niezbędną ku temu przestrzeń wolności, by mówić...
- Dziś jeszcze jestem powstańcem, ale jutro...
- Nie tylko my jesteśmy powstańcami...- promienieje Helusia i chce mówić o polityce, ale nie  ma we mnie rozmówczyni.Uparcie wracam do tematu ich małżeństwa, ale oni mają już inne przedmioty zainteresowań.Odzywają się telefony i trzeba decydować.W domu czy jak chce pani burmistrz - w hotelowej sali odbędą się obchody 90-tej rocznicy urodzin Helusi i  70-ta rocznica
ich ślubu.
- Nie i amen.- Hela jest wciąż w opozycji, ale występują widoczne oznaki,że może zmienić zdanie. Może nawet będzie musiała.Może nawet chciałaby tego spotkania, ale skąd ma wiedzieć, czy będą w stanie wyśpiewać swoją pieśń o
 życiu , którego celem są wieczne zmiany...Ani Helusia ani Ryszard tego nie wiedzą, więc ograniczają swoje pragnienia do tego, co realne.
- Idziemy w dobrym kierunku.- rzecze Helusia i nie trafia na opozycję.
- Idziemy.-powtarzam jak echo i idę w swoją stronę.Pragnę być gotowa do jutrzejszego spotkania i wielu innych.
Kudłaty mówi,że powinnam  bardziej być z Heleną w sprawach politycznych,
więc poducza mnie o "powstaniu Palikota", o postawie Norwegów po ich tragedii i o tym, co będzie się działo w Smutnym Kraju po rozczytaniu raportu ministra Millera.To dość, by być silnym dla spraw ważnych  i odpornym na małość.
To dość, by walczyć o siebie.By sprostać ...Przecież dla triumfu zła wystarcza tylko to, że tacy ludzie jak Helena i Ryszard nie będą działać.
- Zadziałają.- ustalamy i Kudłaty obiecuje,że im pomoże.Po swojemu, jak umie, a umie zatrudnić bezrobotnych do przygotowania domu Heli i Ryszarda.Już to ustalił z Ryszardem i nie pomoże nic sprzeciw Heleny.Nic a nic, bo sama tego nie zrobi.
- Jak to dobrze,że człowiek nigdy nie jest sam.-myślę sobie , gdy Kudłaty mówi:
 muszę iść za robotnikami, bo w końcu jestem ich brygadzistą.
- Byłoby fajnie, gdybyśmy byli przywódcami siebie.- marzy mi się, ale wolę teraz
posprzątać w pokoju i pogadać z Puchatkiem.

środa, 27 lipca 2011

Proteza

Byłam już dużą dziewczynką,gdy zauważyłam,że moje związki są jak proteza.Sztywne, niereformowalne, choć oparte na żywych uczuciach.Musiałam wiedzieć, co je tak usztywnia i co jest przeszkodą, by mogły żyć także w sferze duchowej.Rzuciłam się na wyważanie drzwi otwartych, bo niestety tak mam...Wszyscy od zawsze wiedzą,że związki usztywnia religia, kobiecość, seksualizm i przemoc, ale sama musiałam to odkryć, bo po prostu taka natura moja jest.- Helusia rozgadała się niespodziewanie i ponad swoje możliwości.
- Moje piąte małżeństwo było protezą. Trwało najdłużej, więc...
Pada i nie jest to dla Helusi dobry dzień.Oddycha ciężko, ale tym bardziej spieszy się, by zdążyć przed nowym atakiem kaszlu.
-Oni, ci nienawistnicy, nienawidzą świata, bo są schowani.Też byłam schowana, ale o tym nie wiedziałam.Widziałam tylko krzywdę, którą sobie zrobiłam.A kto sobie zrobi krzywdę, musi się nienawidzić.Anders Brevik mi to teraz uświadomił wyrażniej, bo jest protezą...
On uległ swoim bożkom i .... A mnie się udało.Powolutku rozprawiałam się ze swoimi bożkami.Najpierw z bożkiem religijności...
Ryś! gdzie ty jesteś, chłopcze?!- zaintonowała Helena.Ryszarda nie było.Korzystał z mojej obecności, by załatwiać sprawy na zewnątrz i dlatego przypomniałam Helusi,że poszedł do teatru, a po drodze miał też zapłacić rachunki i listę spraw do załatwienia miał długą.
- To dobrze, bo on kobiecości nie rozumie.Nie chciał albo nie mógł...Ale doskonale rozumie jak seksualność i przemoc robi ze związku protezę.
- W szczególności religijność...Jest na pierwszym miejscu u Georga Baudlera
w "Bóg i Kobieta"...-usłyszałam swój głos.
- Tylko że religijność nie tylko ze związków robi protezę, ale z każdego czciciela i wyznawcy bożka religijności.Wiara to co innego...
- Pod naszą szerokością geograficzną, Helusiu- rzadko kto odróżnia bożka religijności od wiary...
-Niestety, ale my tego nie rozbierzemy bez nalewki z pigwy.Hela ujmuje swoje kule i broni się nimi przede mną, a potem pokazuje nimi, gdzie jest złoty płyn w karafce i gdzie naparstki.
-Ludzkość ma sporo roboty, bo mocno przysnęła.Musi się rozprawić z bożkiem religijności i rozwinąć swoją potrzebę wiary i mocy.Musi w końcu zauważyć,że połowę ludzkości stanowi kobiecość.Co to jest ta kobiecość? Ludzkość męska tego nie wie i nie chce jakoś wiedzieć.A musi.Wyjścia nie ma żadnego...Musi odzyskać zdrowe podejście do seksualności ludzkiej, a żadnych wojej i agresji nie będzie...A przemoc! Urosła do rangi największego problemu i ktoś musi

Jeśli ktoś musiał w moich związkach coś zrobić - to przeważnie musiałam to ja...

-To tak jak w każdym związku damsko-męskim, Helusiu...
-To teraz ktoś nam w tym musi pomóc.Mam kogoś takiego na oku,ale...-machnęła rękami obiema.
- Chyba obie mamy kogoś takiego i dodatkową troskę, czy widzi problem.
- Widzi, widzi.Musi go widzieć, ale nie zaszkodzi by największe problemy nazywać.Próbować...Pytać: panie Januszu! poza gospodarką, jakiż to my mamy największy problem w Smutnym Kraju nad Wisłą?!
- Kłania się zasada jednej sprawy.- wtrącam i Hela jest zdegustowana.
- O żadnej jednej sprawie mowy być nie może. To przyjdzie samo, gdy pojawi się zrozumienie...- szepcze Hela i wychyla naparstek.
- Pyszności!- spoglądam na karafkę, bo toczy się po niej kropelka.Jest jeszcze lepsza niż nalewka z naparstka i Hela robi mi wykład:każda ma inny smak i jak nalejesz nam teraz ...Nalewam i smakuję niezwłocznie.I nie wiem, czy sugestia, czy moc nalewki działa. No jak?!- chce wiedzieć Helusia.
-No nie wiem...Chyba jest mocniejsza...
- To tak jak z kobietą. Jest mocniejsza, gdy...Dobciu! widzę,że jesteś mocniejsza z dnia na dzień i dlatego jutro...Jeśli będzie jakieś jutro, to jutro...Helusia gubi się w rachubach, bo chce za wiele.I wie,że to jest niemożliwe.Świat nie jest zepsutą zabawką, a wciąż pojawiają się tacy, co go chcą naprawiać. Przemocą.
A tu nie można naprawiać świata ani człowieka.Trzeba tylko z duszy wyrzucić balast i tyle.Bo ten wewnętrzny balast sprawia,że nasze związki i my sami jesteśmy jak protezy.Hela wpada w  chichot, który mnie nieco niepokoi.
- I nikt nie zauważy,że to jest proteza!-powtarza raz po raz.Reklamę widziałam i mam to samo, ale jednak śmiech jakoś dziwnie się odmienia.Już nam wesoło nie jest, gdy słyszymy odgłosy wielu kroków w korytarzu.
-Królu ty mój!- szepcze Hela i w drzwiach dostrzegam Henryka VIII ze świtą.
-Tylko na mnie pasował...- Ryszard w szczególności dumny jest z korony.Zdejmuje ją ze swojej głowy i zmierza do Helusi.
- Anny Boleyn nie mamy...- żali się młodzieniec z szatami królowej.
-No to tu jej nie znajdziecie...- decydujemy i chyba psujemy zabawę obawami o własne głowy.Jeszcze bardziej psują się nam humory, gdy król ze świtą opuszcza dom, a na ulicy robi się zgromadzenie .
- Zwierzątka zrobią wszystko, by dobrze się bawić, więc bawmy się...- mówi Hela i koniecznie chce wstać, by wyjść  przed  .Nie mogę protestować, bo byłoby to zupełnie daremne,więc drepczę za Helusią jak za panią matką.
Król dostrzega wysiłki małżonki, więc nadbiega i oddaje pokłony.Braw doczekawszy się obfitych, wracają z  czystą dziecięcą radością i  mam pewność,że czują się szczęśliwymi ludżmi.Chcą, bym została i była świadkiem ich radości.Więc zostaję i do mnie dołączają sąsiedzi.Ktoś mówi, że w takiej chwili trzeba, by zabrzmiała muzyka...I Ryszard podchodzi do pianina.A potem Helusia.Rozbrzmiewa "Bolero" Ravela , a Mozart szuka miejsca najwyżej położonego z możliwych.W końcu zajmuje  miejsce na szafie i zwija się w kłębuszek. Bolero od zawsze robi ze mną co chce, ale tym razem dzieje się ze mną coś szczególnego.Czuję,że coś mogę,że jestem silna, jak oni,że potrafię...
- To nic,że to wcale niemożliwe.-myślę sobie, gdy opuszczam dom szczęśliwy.

Kudłaty wychodzi mi na przeciw, bo już  słyszał,że na ulicach pojawił się Henryk VIII.

niedziela, 24 lipca 2011

Popatrz na mnie!

Patrz, mamo, co zrobiłem! Zobacz, mamo, zobacz!- wrzeszczał Jaś, prosił i nalegał nawet gdy nie mówił nic.-I uczyłam się patrzeć...- rzekła Helusia z głębokim westchnieniem.Wróżyło głębszą retrospekcję i namysł, więc pilnie wpatrywałam się w jej twarz, pogodniejszą dziś niż zwykle.To takie było łatwe, wpatrywać się w Helusię.Po prostu i zwyczajnie przyciągała i tyle.Przeważnie przyciąga piękno, ale po to, by zostać przy pięknie na dłużej-trzeba czegoś więcej.Odkrywam,że to musi być dobro i prawda, bo co innego...
- Robiłam epizodzik najmniejszy z możliwych.Stawiałam się w teatrze ze skrzypcami, by patrzeć.Na ludzi, od których nie można było oderwać wzroku.Mówili,że ON jest na widowni.Z całą swoją "fabryką " jest i przez to,że jest GregoryPeck- nasza sztuka nabiera rangi dla warszawki.Staje się "lepsza".

Miejsce sobie zarezerwował w piątym rzędzie i spoglądałam na Niego siedem razy.Tyleż bukietów czerwonych róż zjawiało się w moich rękach.Pomyślałam,że przychodzi " dla mnie", bo zwykle wychodził, gdy swój epizodzik wykonałam.Był ósmy wieczór i miejsce było puste...Zabolało,doskwierało okrutnie.Poczułam ból w mostku i przyspieszony rytm serca.- I tak nikt nie zauważy,że nie ma mnie na scenie...-pomyślałam i zaszyłam się w garderobie Wielkiej Damy.
Spojrzała na mnie i dech zaparło mi zupełnie.Zapytała, czy coś Jej pasuje do czegoś, ale przecież nie słyszałam co do czego.Wystarczyło,że patrzyła i coś mówiła.I nagle stałam się bardzo ważna.Coś zmieniła w wystroju i z uznaniem znów na mnie spojrzała.-Masz rację!- powiedziała i znów popatrzyła.Coś poprawiła mi falbankach i powiedziała " zagraj im dziś...", a potem ktoś wypchnął mnie na scenę.Gdy przyszła kolej na moje kilka nutek i pstryk...rozgadałam się zupełnie.Grałam i grałam, jakbym w "Weselu Figara"...

Może nie przestałabym wcale, gdyby nie fakt,że On stał pod ścianą i wpatrywał się w moje skrzypce.Tak ,jak nigdy dotąd...Skrzypce zacichły i nastąpiła cisza.Po niej dżwięki, które mnie unieruchomiły na dłużej, choć chciałam uciekać...
Najdalej jak można.W końcu zepsułam dobre przedstawienie i ...musiałam ponieść odpowiedzialność.I poniosłam. Nie taką jednak jak się spodziewałam.

-Mój czwarty mąż był w doskonałym humorze i tylko nie umiał powiedzieć kierowcy, dokąd nas ma wieżć.Wiedziałam po kilku okrążeniach pałacu, bo miałam wolną chatę. Mamusia z dziećmi byli na wsi...a ja bardzo chciałam, by wciąż na mnie patrzył i patrzył.Tak jak w teatrze.Z tym uczuciem, którego jeszcze nie umiałam nazwać.Ale on wybrał dotyk...Godziłam się na dotyk z rozkoszą. Zupełnie nową i świeżą jak bukiet róż, który leżał obok nas.
-Taką chwilę, gdy kobieta przeżyje, wie,że żyje,że jest i że sporo może...
- Popatrz na mnie! - powiedział o świcie.Wcale to nie było trudne. Widziałam przed sobą mężczyznę pięknego, czułego i dobrego.Musiałam go dotknąć, by potwierdzić realność.Był prawdziwy.Zobaczyłam w nim sporo pracy, odwagi, pragnienia i marzeń. Wszystkie dotyczyły nas.- Zrobię, co zechcesz.Wszystko...

-Wszystko, to sporo...-wyszeptałam.Chciałam tylko, by mnie całował i nie przestawał.
Robiłam wszystko, by patrzeć uważniej na tego mężczyznę.Podobało mi się to, co okrywałam.W szczególności jego "NIE".Nie i amen ... -wykrzyknął kiedyś komitetowi i potem mieliśmy dużo kłopotów.Mówiono,że spadnie, a on awansował.Szeptano,że jest w odstawce, a on budował się i rósł.Wzdłuż i wszerz, a przeważnie w głąb.Rozmawialiśmy swoimi myślami.I w tym dzieleniu się nimi było coś, co nas jednoczyło najmocniej.Problemów przybywało, ale były ważne mniej.Mniej od nas. Najważniejsze były dzieci...Patrzyliśmy na nie inaczej niż wcześniej.Coraz uważniej.Jaś zdradzał zainteresowanie muzyką...Była w synach jakaś zazdrość.Michał zamykał się w sobie.Wymagał więcej...Mamo, patrz na mnie!- szeptał, gdy siadaliśmy z Jasiem do pianina.
-Chyba nie do końca poznałam moc tej potrzeby.Patrz na mnie!- to chyba jednak istota potrzeby bezpieczeństwa.Pierwszej i najważniejszej potrzeby człowieka, a w szczególności mężczyzny.Człowiek musi czuć,że jest,że żyje i czeka na potwierdzenie tego cudu przez innych, a gdy go nie znajduje...
- Jest w stanie zamordować 92 osoby w Norwegii...
- Jest w stanie zrobić wszystko, by uzyskać potwierdzenie innych,że jest...
- Wszystko, co dobre i co złe...- marudzę, ponieważ Helusia wpatruje się w jakiś punkt na suficie.Dostrzega pająka i po chwili ekwilibrystyki znika welon uwity wokół żyrandola.
-Po masakrze w Norwegii pomyślałam sobie, że potrzeba patrzenia, czyli potwierdzania naszego życia przez innych jest większa niż  uważamy...Bo niby dlaczego powstała po upadku matriarchatu klasa ... pająków.
- Pająków, Helusiu?! zawyła moja dusza i dostałam wykład o obyczajach pająków. Jak zraszają ofiarę swoim kwasem, by była miękka i nadawała się do połknięcia.Jak wzorce z podpatrywania natury przenoszone są do życia społecznego.I jak ona sama je obserwuje i widzi.
- Pająki nie mają potrzeby  potwierdzania ich obecności raczej...-kombinowałam jak koń pod górę.

- Ci, o których teraz myślę, też nie mają takiej potrzeby, ale to ona jednak zadecydowała o tym,że są...Bo kiedy chcemy, by na nas ktoś zatrzymał swój wzrok? Gdy mamy mniejsze poczucie własnej wartości. Jestem staruszką, a mam tę potrzebę.Jest większa niż uprzednio. Gdy tu jesteś, gdy słuchasz, Dobciu, gdy .
-No i zapomniałabym zupełnie. Weż, proszę, zajrzyj tam pod tę skorupę , no  tak, tak...To dla ciebie jest.Przyjmij, bo może się przydać...
-Helusiu!- nie mogę...To jest zbyt cenna rzecz, bym mogła...
-Możesz, bo musisz.Musisz, ponieważ...Chyba coś się dzieje, prawda?

- To tylko Mozart...Rozbił szklankę.
- On nie lubi szkła. Zupełnie jak ja.To dobrze,że rozbił, bo co nam szkło...
- A ja, Helusiu nie lubię...
- Odgaduję,czego nie lubisz, ale ten medalion polubisz. Ma moc i pasuje do ciebie.Wiem to...Popatrzysz nań i będziesz wiedziała,że ...- zasnęła w pół uśmiechu.
Siedziałam i wpatrywałam się w kształt złotych znaków.Mówiły mi niewiele, ale czułam,że przemówią.

Helusia otworzyła mi oczy na sprawę tak ważną jak patrzenie na innych i gdy przechodziłam obok " wrzaskliwej pani" spojrzałam w to miejsce między jej oczami , które Helusia zwała czakramem.Podziałało. Nawet chwilę porozmawiałyśmy o tragedii Norwegii i nic mi nie było.Nic mi nie było, gdy zjawiłam się w domu z niemal godzinnym opóżnieniem, bo uważniej spojrzałam na Kudłatego.

piątek, 22 lipca 2011

- Komu jaśniejesz?

-pytał coraz natarczywiej.I dużo mówił o kokotach, jeśli mówił, bo przeważnie milczał.Wpatrzony w sufit albo w książki, które zajmowały połowę niemal naszego pokoiku na Emilii Plater.
Helusia milknie, a potem pyta:Gdzie jesteś wielka damo? Wtula nos w swoją bluzkę, którą zakłada by wyjść na świat i popatrzeć na ogród.
- Ślad po niej zaginął...-wzdycha i wyznaje,że pod koniec wojny chciała być piękna.Wbrew brzydocie ruin, rozpaczy bliskich i biedzie wszechogarniającej.Chciała być piękna, bo wciąż myślała o hrabiance.Jak mogła nie myśleć, skoro miała jej naście sukien i kilka książek, które ceniła sobie nad wszystkie inne.
- Kontrolował mnie i gdy przemykał wśród ruin wiedziałam,że Jaś został sam w kołysce.Biegłam co tchu i nie zawsze zdążyłam pozbierać swoje skarby.Skrzypce zabierałam zawsze, ale raz zostawiłam torbę z  kwiatową jedwabną sukienką .
Chciałam ją sprzedać, by Jaś nie głodował.I trafiła w ręce kobiety, którą drugi mąż nazywał "dziadówą".- Jeszcze pomyślą,że nie potrafię utrzymać rodziny!
-wykrzykiwał.- A potrafisz?!- zapytałam i zaczęło się na dobre.

-Na wypadek, gdyby mnie uderzył- miałam  walizeczkę obwiązaną paskiem skórzanym z zardzewiałą sprzączką i narożnikami.A w niej i wańce-wstańce było 10 złotych, czyli majątek.Zachorowałam, więc po majątek sięgnęłam, ale go nie było.Wiele cennych książek też nie.Były dni, gdy z  synkiem żyliśmy łzami.Ale zawsze przychodziła pomoc.Od osób zupełnie nieznanych.Tak było, gdy zaśpiewałam po raz kolejny w kościele.Ludzie zrozumieli,że taca jest dla "artystki" i sypnęli groszem.Zacna para starszych ludzi stojąca obok organów wahała się, czy 5 złotych położyć obok mnie, czy na tacę.Wybrali tacę i gdy kościelny prosił mnie do zakrystii - pojawił się proboszcz.Sypnął groszem na stół i jeden z grosiaków  toczył się chwilę, a potem został na stole solo.Wpatrywałam się w niego i miałam pokusę, by zabrać.Na szczęście.Ktoś mnie zagarnął i poprowadził do swojego " domu' wśród ruin.Po drodze zbierali się inni, wychodzący z kościoła.Komentowali zdarzenie i używali słów, których nie rozumiałam.Obłuda, hipokryzja.Nie wiedziałam , co znaczą, ale miałam się dowiedzieć.Boleśnie i nie raz.Nie mogłam udżwignąć torby z darami, więc pomagał mi znajomy z kapeli podwórkowej...
Helusia znów zacicha. Prawdopodobnie rozmawia z trudną przeszłością właśnie, więc ja rozmawiam z Mozartem, a raczej kotek ze mną. Za pośrednictwem ogonka i pyszczka otwierane oszczędnie, by zachować ciszę.
- Wszedł do naszego pokoiku i postawił torbę...Wyskoczył szybko, choć próbowałam ...Na nic to było, bo ...Układałam produkty żywnościowe na stole.

Schyliłam się po następne, gdy nad głową przefrunęła mi torebka z kaszą.

-Pierwszy raz widziałam zawiść w czystej postaci.Przeraziłam się jej...Zapłakałam głośno i przejmująco.Gdy usłyszałam szloch Jasia- natychmiast zadecydowałam: nie chcę jej widzieć po raz kolejny.

-Ale poznałam ją dogłębnie, do dna.Nie wiedziałam tylko skąd się bierze, więc nie mogłam jej zapobiec.

- To jasne,że byłam winna gdy deszcz padał i gdy nie padał wcale.Uświadomili mi to teściowie.Dowiedziałam się jaką jestem żoną i jak wielkie mam szczęście,że nią jestem.Mogłam przecież chodzić z brzuchem jak " ta spod ósemki" i Jasia ludzie mogli nazywać bękartem.Mógł nie mieć nazwiska, ani ojca.A ma...A u mnie wdzięczności nie ma żadnej.I co warta jest żona, która nie potrafi zająć się mężem?!Zatrudnić go nie umie , ani nawet wyprasować koszul.
To jest wyprasowana koszula? Tylko popatrz, artystko jedna...Popatrz...
I patrzyłam na tę ostatnią koszulę męską, którą w życiu wyprasowałam.Długo patrzyłam, bo długo machano mi nią  przed oczami, a ja stałam tak jak zaczarowana, niema i bezsilna.A z bezsilności wyrasta siła...Wyrosła...
-Dobciu, czy Januszek poprowadzi debatę na blogu?

-No nie wiem.Nic nie wiem...Utonęłam na blogach o największym filozofie ludzkości i nie jest wiedzieć, czy wynurzę się z nich...

-Jeśli utonęłaś, to dobrze...Jak ja utonęłam, jakieś pół wieku temu, to jeszcze ta myśl nie była taka jasna.Wzięło mnie i trzymało...To i ciebie potrzyma...
Gdy wychodziłam z domu Helusi, nie bardzo wiedząc , w która iść stronę- pomyślałam,że moc wewnętrzna kobiety musi płynąć z jej bliskości życia, które łączy wszystko.Z woli służenia życiu za wszelką cenę .Za cenę siebie.I że tej mocy kobiet pomaga Wszystko co Jest...Bardziej jednak pomaga niż przeszkadza.To oczywiste przecież, ponieważ  ludzkość istnieje.Istnieje mimo totalnej przemocy patriarchalnego systemu łupów, trwającego od co najmniej sześciu tysięcy lat.I tylko nie wiem kiedy TO się zaczęło i dlaczego w ogóle się zaczęło...

"Czułość roztaczaj nad moim światem..."

wybrzmiewa Czesław Niemen, podczas gdy Helusia wydaje się śpiąca.

Ryszard mówi szeptem: ona nie pamięta w ogóle Niemena, choć ...Mówi,że słyszy po raz pierwszy...
Helusia gestem dłoni zaprasza  i głową wybija rytm .Chce " lecieć i wrócić" - myślę sobie, podczas gdy otwiera oczy i wysuwa głowę do przodu, by lepiej widzieć Małgorzatę Niemen.Dopiero teraz kojarzę urodę Pań.Ryszard jakby wyczuł myśl moją i pokazuje pożółkły album.Teraz ja kiwam głową , gdy idą nutki:
"...są i dziś oni, co zwykli deptać każde ziarnko ziemi...".Będzie jeszcze manifest:
" a ty macierzyńską mocą je ochraniasz" i rodzina Niemenów usiądzie przy instrumencie , którego nazwać się nie ośmielę.
-Po raz pierwszy usłyszałam Niemena, który...Zawsze Go słyszę po raz pierwszy...Od lat 60-tych,a nie umiem zagrać nawet "Płonącej stodoły"...Popatrzyła na swoje ręce i zrobiła " radarki".To rytualny pobór energii kosmicznej.Robimy to samo i potem każdy przechodzi do swoich zajęć.
- Chciał ode mnie czułości...- wzdycha Helusia , a Ryszard podaje nam kawę, a do kawy talerzyki z niespodzianką.Przygląda się nam, gdy rozkoszujemy się ryżem z cynamonem i fruktami zalanymi czekoladą.Helusia życzy sobie w im tylko znanym języku, by podszedł do łóżka.Obejmuje go i gładzi, a ja czuję,że
 też bym tak chciała.Więc przyłączam się po swojemu do aktu wdzięczności za radość,którą nam sprawił.Mówi,że pracy ma moc i nie wie, czy się obrobi, bo fasolę trzeba zebrać,przepielić astry i na dodatek musi jeszcze rozprawić się z kretem i mrówkami.-Tak jak ci mówiłam, zrób , kochanie...
- Miłość, jeśli jest, to ona robi, co chce...- uśmiecha się Helusia i wiem,że jest szczęśliwa.
-Ideały, jeśli je kto ma, muszą być pełne energii twórcze. Byłam wobec nich wymagająca...

-Jak wobec siebie...- wtrącam, ale wtrętu Helusia nie podziela.
- Każdy ma taką moralność , fe, co za słowo,jaką ma naturę. A natur z grubsza mamy dwie.Natura przywództwa nad sobą-nie mylić z żądzą  panowania nad innymi!!!- i natura niewolników. Z jakiegoś ważnego powodu nie mam natury niewolniczej.To spraw genów albo...Wszyscy w mojej rodzinie, jak pamiętam chcieli się uwalniać od moralizny i jakoś tam się uwalniali albo nie.Czułam,że to ważne jest niesłychanie...A potem to jakoś po swojemu zaczęłam...
- Trzeci mąż bardzo mnie do tego mobilizował.Akceptował mnie. Miał dość poczucia własnej wartości, by to robić...To był kamień węgielny.Powiedziałam: nie myśl o mnie jak o żonie i nie traktuj mnie jak żonę, proszę!
Łatwo powiedzieć..., ale łatwo nie było.Nic, co wartościowe łatwym być nie może.Wpadł mu w ręce Fryderyk Wielki... Co on się z nim nasprzeczał, nawadził, natargował.Rzucił kiedyś "Tako rzecze Zaratustra" w ścianę i ...
-Myślał słowami.Dzielił się ze mną nimi.Uczyliśmy się rozmawiać. Czasem całe noce były przegadane...Kiedyś powiedział...

- Dobciu! czy pamiętasz może jak ... Nie nie, nie możesz pamiętać. Najstarsi górale nie pamiętają jak się miała historia matriarchalna.Bachofen może coś
czuł pismo nosem, alem go nie studiowała.Czyli o 99 procent historii człowieka nie wiem nic, a próbuję zrozumieć dlaczego doszło do tragedii ludzkiej...
-On w te sprawy wchodził głęboko, coraz głębiej i zmieniał się nieustannie.Jak kobieta.Tak- miałam swoje pięć minut z mężczyzną.Czułym, kochającym, bo rozumiejącym...Jak on na mnie patrzył! Jakby mnie widział gdzieś na scenie i...
- Pewnej niedzieli zadzwonił telefon: Twój ojciec zmarł! Mój ojciec, mój ból...

Na cmentarzu wręczono mi testament: "Ukochanej córce..." brzmiały pierwsze słowa.Połowę spadku przeznaczyłyśmy na zadośćuczynienie dla trzech matek

dziewczynek od 9-12 lat.Jeden wyrok, dwie ugody ...Nagle stałyśmy się bogaczkami i myślałam o studiach.Los pomyślał o macierzyństwie i gdy urodziłam Michałka miałam przy sobie najlepszego z ojców.Synowie-czysta radość...czego jeszcze można było chcieć?! Nie chciałam nic więcej...
Bałam się tylko strachu.Jak Hiob, jak każdy...musiałam przez to przejść.Może dlatego,że bałam się o rodzinę tak bardzo,że ściągnęłam nieszczęście...
Miało długie nogi i było moją przyjaciółką...Nic nieznaczący epizod drugiego męża kosztował nas wiele.Za wiele jak na jego rangę, ale ...Nie byłam dość mądra, by to rozumieć.Zdrada! To okrutne i bezwzględne słowo omal nas nie zrujnowało zupełnie.Męża i mnie.Najbardziej ucierpiał Jaś, bo to on pierwszy
"zobaczył" zdradę, a potem nieustannie o niej słuchał od kolegów na podwórku.
Bezwzględność dzieci współbrzmiała z półszeptami otoczenia...Nawet mamusia...Ona też miała wątpliwości.Jak każdy.Podupadła na zdrowiu i ...
-Czy już ci mówiłam,że Irlandia podnosi głowę wobec obyczajów Watykanu?
-zapytała i pogrążyła się swoim świecie.
Opuszczałam gościnny dom Helusi, gdy Ryszard naprawiał ogrodzenie.Wyszłam w samą porę, by potrzymać sztachety.Był uradowany moją miną i powiedział,że
prawdziwa niespodzianka czeka mnie jutro.

W domu przywitał mnie Kudłaty.Serią zarzutów,doniesień i osądów.I pytaniem, gdzie mieszkam.-Chyba jeszcze nie wiem,ale  pomyślę... .-odpowiedziałam.

środa, 20 lipca 2011

Sześciu mężów Pani Helusi

- Głów im nie ścinałam, jak Henryk VIII...- tako rzecze Helusia. Od tygodnia jesteśmy już bliżej.Zbliżyła nas -bardziej od wszystkiego innego- ściśle skrywana tajemnica Seniorki.
Otwiera ją przede mną kawałek po kawałku.Czasem zatrzymuje się , zacicha i zapada się w sobie.Ten ważny czas to dla mnie chwila na pełną mobilizację.By móc nadążyć za jej myślą - biję rekordy koncentracji i ona  to czuje, więc sobie ze mną figluje: Jeden temat?! A co to jest jeden temat dla kobiety?Jeden temat to życie.A życie łączy wszystko, więc jak może skoncentrować się na jednym temacie?!No jak...
- O pierwszym mężu wiadomo mi sporo ... zagaduję, a Helusia właśnie uśmiecha się do szóstego, bo jest to mąż pogodzenia.Najlepszy ze wszystkich, bo wykonał wszystkie dwanaście robótek Heraklesa i wspiął się na piąty etap rozwoju."Stara dusza" on ci jest... wzdycha i gładzi kołdrę nad swoimi kolanami.Trochę pobolewają, więc je przywołuje do porządku.
-Na chorobę trzeba ciężko pracować.- rzecze i wymierza kolanom sprawiedliwość.Wolałabym, by tego nie robiła, ale  nie ośmieliłabym się nawet myśleć, co powinna, a czego nie.

-Na sześciu mężów też.- dodaję od niechcenia.
- Razem to będzie siedemdziesiąt dwa lata pracy...nad mężczyzną..., bo nad sobą
to znów będzie dłużej...Jestem świadoma siebie od dziesiątego roku życia.Od tamtej chwili na chórze podczas ślubu hrabianki z Potockich. Wyśpiewałyśmy z mateczką "Ave Maria", ale najpierw "Bogurodzicę"...

Tamta dziewczynka z Woli, com ci o niej opowiadała , nagle doświadczyła uczucia mocy.Poznała ,że coś może.I to, co ona może jest przyjmowane przez innych.Ale przede wszystkim przez ciszę.Ta cisza, co potem była! Ta cisza...
Nie było nic tylko ona- wszechmocna cisza. Jak u Kononowicza.Nic, Dobciu, zupełnie nic.Tylko ja...Nie, nie, wcale mnie nie było przecież.Tylko ten biały bukiet, który od ołtarza  falował ku górze.
Wiedziałam,że jest dla mnie.I był... Zanim mogłam kwiaty hrabianki przytulić do serca,ktoś mnie dotknął. Omal nie przeskoczyłam przez modrzewiową barierkę wiejskiego kościółka w M.To było wspomnienie tamtego dotyku...
Płakałam, bo wróciła dziewczynka z Woli i spotkała się z nową, zupełnie nieznaną. Płakała tamta dziewczynka i płakałam ja, ponieważ wróciłam na chwilę do tamtego...
Ale gdy tylko umilkły ostatnie akordy organów kościelnych, znów pojawiły się ramiona mamusi.Ocaliły mnie  i dały  nowe życie...
-I w tamtej chwili podjęłaś tę decyzję...- usłyszałam swój głos.

- Teraz wiem,że  skrzypce i cisza wybrały mnie do śpiewu w tamtym modrzewiowym kościółku. Uczyłam się dziewięć lat,by w jednej chwili porzucić śpiew i karierę.Dla mężczyzny?!
- Dla mężczyzny, który...-zaryzykowałam, ale Helusia uaktywniła się nad wyraz:
... który mnie wkurzał i tyle...
- To dość ryzykowny powód, by wychodzić za mąż...- pomyślałam sobie.

- Tacy chłopcy wkurzają dziewczynki, bo chłopczykom  wydaje się,że wszystkie rozumy pozjadali , a dziewczynkom,że na tym można coś budować...Tymczasem pierwszy mąż, jak każdy zresztą, chciał tylko panować nad tym, co opanowało jego samego.Czyli popęd...Nie można na tym budować niczego, gdy delikwenci są pod panowaniem bezwarunkowego posłuszeństwa bożkom. Lepiszcze zmysłowe to za mało.Mieliśmy  tego  lepiszcza dostatek...Odkleić nas od siebie nijak nie było można.Zwarcie nastąpiło i ...Ach, szkoda gadać.Miłością to zwą ludziska...ale ta prawdziwa miłość...Znasz Ericha Fromma?!
-Mniej niż bym chciała...- odparłam i pospieszyłam z cytatem:"Ten, co nic nie wie,nic nie kocha".A mężczyżni, cóż oni o nas wiedzą...- wyrecytowałam.


- No właśnie, dlaczego wciąż mylimy pożądanie z miłością?Byliśmy pożądaniem.
Impulsem natury, który mija nim nawiąże się jakąś nić porozumienia.
-Byłaś zbyt dojrzała jak na swoje 18 lat...i dlatego chyba rozumiem...
- Otóż nie byłam dojrzała, skoro wyszłam za mąż.On też nie, ponieważ zaprzeczał wszelkim innym argumentom poza...One dla niego nie istniały.-Będziesz, królewno grać i śpiewać ...I śpiewałam.Kołysanki do snu dzieciom...Śpiewałam i marzyłam o salach koncertowych, w których zapada cisza po ...To była zła decyzja, więc musiałam ją przemienić w dobrą. Sporo się przy tym napracowałam...Zdradziłam siebie, ale swoich dzieci zdradzić nie mogłam.
-Ani pierwszego męża...- dodałam skwapliwie.
- No i teraz pomówmy o bezwarunkowym podporządkowaniu się bożkom, bo to one z nami wygrały.- rzekła Helusia i sposępniała.Dała znaĸ, by włączyć Bolero Ravela i wpuścić Mozarta, bo od godziny stoi na parapecie okna i coś pomrukuje.Może wejdzie pod kołdrę i nogi ogrzeje albo   obrażony   będzie udawał,że nas nie ma wcale.Wybiera trzecią opcję i sadowi się na pianinie.Jak to Mozart.
Helusia zarządza pilotem telewizorni i zdegustowana jest raczej, bo pyta, jak
idą sprawy publiczne w królestwie podsłuchów M. w Anglii.Kto kogo i po co podsłuchuje w Smutnym Kraju i dlaczego Jakubowska tak była zdziwiona wyrokiem sądowym.Jako dziennikarka mogłaby wiedzieć więcej...Przede wszystkim jak wygląda sądownictwo i jak przebiegają linie podziałów między ludżmi.
Bezwzględność i okrucieństwo. Jego czas mija.Bezpowrotnie.
I co z Palikotem, czy sobie znów nie strzelił w stopę.
Próbuję konfrontować poglądy, ale Helusia mówi, by na manowce nie zbaczać.
Zasypia w pół  długiego słowa: nieposłuszeństwo.Zajmie ono te lata Helusi,do których uśmiecha się chętniej i  nazywa je srebrnymi.
Będzie się buntować, sprzeciwiać i gniewać, ale póki co , szósty jej mąż poprawia poduszki i umawiamy się na jutro.
Pomyślałam,że:
kobieta nie jest marionetką i nigdy nią nie była, nawet wówczas, gdy "tamta dziewczynka" nie wiedziała,że można ojcu się sprzeciwić.Sprzeciwiła się całą sobą, organicznie, instynktownie, nieświadomie...
"Tamtego" zapomnieć nie umie.Przesłania oczy rękami, gdy opowiada,że "tamtego" dnia musiała się kąpać dwa razy.A potem w drzwiach mieszkania na Woli stanęła mamusia.Stała tak i stała.Albo ułamek sekundy albo całą wieczność.A potem ojciec zatrzasnął za sobą drzwi. Goła,zziębnięta i zrozpaczona -wpadła w ramiona mateczki i ocalała.Miała dużo szczęścia.Mateczka powklejała banknoty do skrzypiec i spakowała tylko rzeczy osobiste.Rankiem były na wsi u cioci."Biedne dziecko"- słyszała , ale wcale nie uważała,że jest biedna.Miała przecież wszystko, czego potrzebowała do życia i żyła.Bez strachu,że znów będzie musiała rozbierać się , gdy tylko ojciec tego zechce.
Co czułabym na miejscu matki i córki, gdy już nie ma wątpliwości żadnej?!Gdy wali się ich świat i trzeba szukać schronienia przed człowiekiem, który powinien...

W języku Helusi nie ma już słowa powinien.Wykreśliła go zupełnie i całkowicie.
-Czy to nie jest najśmieszniejsze w świecie,że ktoś komuś wciąż mówi, co powinien robić, czuć, myśleć i jak się zachowywać?- pyta i nie przestaje, ponieważ w każdej sytuacji sama musi sobie na to pytanie odpowiadać.Od 80 lat.