niedziela, 24 lipca 2011

Popatrz na mnie!

Patrz, mamo, co zrobiłem! Zobacz, mamo, zobacz!- wrzeszczał Jaś, prosił i nalegał nawet gdy nie mówił nic.-I uczyłam się patrzeć...- rzekła Helusia z głębokim westchnieniem.Wróżyło głębszą retrospekcję i namysł, więc pilnie wpatrywałam się w jej twarz, pogodniejszą dziś niż zwykle.To takie było łatwe, wpatrywać się w Helusię.Po prostu i zwyczajnie przyciągała i tyle.Przeważnie przyciąga piękno, ale po to, by zostać przy pięknie na dłużej-trzeba czegoś więcej.Odkrywam,że to musi być dobro i prawda, bo co innego...
- Robiłam epizodzik najmniejszy z możliwych.Stawiałam się w teatrze ze skrzypcami, by patrzeć.Na ludzi, od których nie można było oderwać wzroku.Mówili,że ON jest na widowni.Z całą swoją "fabryką " jest i przez to,że jest GregoryPeck- nasza sztuka nabiera rangi dla warszawki.Staje się "lepsza".

Miejsce sobie zarezerwował w piątym rzędzie i spoglądałam na Niego siedem razy.Tyleż bukietów czerwonych róż zjawiało się w moich rękach.Pomyślałam,że przychodzi " dla mnie", bo zwykle wychodził, gdy swój epizodzik wykonałam.Był ósmy wieczór i miejsce było puste...Zabolało,doskwierało okrutnie.Poczułam ból w mostku i przyspieszony rytm serca.- I tak nikt nie zauważy,że nie ma mnie na scenie...-pomyślałam i zaszyłam się w garderobie Wielkiej Damy.
Spojrzała na mnie i dech zaparło mi zupełnie.Zapytała, czy coś Jej pasuje do czegoś, ale przecież nie słyszałam co do czego.Wystarczyło,że patrzyła i coś mówiła.I nagle stałam się bardzo ważna.Coś zmieniła w wystroju i z uznaniem znów na mnie spojrzała.-Masz rację!- powiedziała i znów popatrzyła.Coś poprawiła mi falbankach i powiedziała " zagraj im dziś...", a potem ktoś wypchnął mnie na scenę.Gdy przyszła kolej na moje kilka nutek i pstryk...rozgadałam się zupełnie.Grałam i grałam, jakbym w "Weselu Figara"...

Może nie przestałabym wcale, gdyby nie fakt,że On stał pod ścianą i wpatrywał się w moje skrzypce.Tak ,jak nigdy dotąd...Skrzypce zacichły i nastąpiła cisza.Po niej dżwięki, które mnie unieruchomiły na dłużej, choć chciałam uciekać...
Najdalej jak można.W końcu zepsułam dobre przedstawienie i ...musiałam ponieść odpowiedzialność.I poniosłam. Nie taką jednak jak się spodziewałam.

-Mój czwarty mąż był w doskonałym humorze i tylko nie umiał powiedzieć kierowcy, dokąd nas ma wieżć.Wiedziałam po kilku okrążeniach pałacu, bo miałam wolną chatę. Mamusia z dziećmi byli na wsi...a ja bardzo chciałam, by wciąż na mnie patrzył i patrzył.Tak jak w teatrze.Z tym uczuciem, którego jeszcze nie umiałam nazwać.Ale on wybrał dotyk...Godziłam się na dotyk z rozkoszą. Zupełnie nową i świeżą jak bukiet róż, który leżał obok nas.
-Taką chwilę, gdy kobieta przeżyje, wie,że żyje,że jest i że sporo może...
- Popatrz na mnie! - powiedział o świcie.Wcale to nie było trudne. Widziałam przed sobą mężczyznę pięknego, czułego i dobrego.Musiałam go dotknąć, by potwierdzić realność.Był prawdziwy.Zobaczyłam w nim sporo pracy, odwagi, pragnienia i marzeń. Wszystkie dotyczyły nas.- Zrobię, co zechcesz.Wszystko...

-Wszystko, to sporo...-wyszeptałam.Chciałam tylko, by mnie całował i nie przestawał.
Robiłam wszystko, by patrzeć uważniej na tego mężczyznę.Podobało mi się to, co okrywałam.W szczególności jego "NIE".Nie i amen ... -wykrzyknął kiedyś komitetowi i potem mieliśmy dużo kłopotów.Mówiono,że spadnie, a on awansował.Szeptano,że jest w odstawce, a on budował się i rósł.Wzdłuż i wszerz, a przeważnie w głąb.Rozmawialiśmy swoimi myślami.I w tym dzieleniu się nimi było coś, co nas jednoczyło najmocniej.Problemów przybywało, ale były ważne mniej.Mniej od nas. Najważniejsze były dzieci...Patrzyliśmy na nie inaczej niż wcześniej.Coraz uważniej.Jaś zdradzał zainteresowanie muzyką...Była w synach jakaś zazdrość.Michał zamykał się w sobie.Wymagał więcej...Mamo, patrz na mnie!- szeptał, gdy siadaliśmy z Jasiem do pianina.
-Chyba nie do końca poznałam moc tej potrzeby.Patrz na mnie!- to chyba jednak istota potrzeby bezpieczeństwa.Pierwszej i najważniejszej potrzeby człowieka, a w szczególności mężczyzny.Człowiek musi czuć,że jest,że żyje i czeka na potwierdzenie tego cudu przez innych, a gdy go nie znajduje...
- Jest w stanie zamordować 92 osoby w Norwegii...
- Jest w stanie zrobić wszystko, by uzyskać potwierdzenie innych,że jest...
- Wszystko, co dobre i co złe...- marudzę, ponieważ Helusia wpatruje się w jakiś punkt na suficie.Dostrzega pająka i po chwili ekwilibrystyki znika welon uwity wokół żyrandola.
-Po masakrze w Norwegii pomyślałam sobie, że potrzeba patrzenia, czyli potwierdzania naszego życia przez innych jest większa niż  uważamy...Bo niby dlaczego powstała po upadku matriarchatu klasa ... pająków.
- Pająków, Helusiu?! zawyła moja dusza i dostałam wykład o obyczajach pająków. Jak zraszają ofiarę swoim kwasem, by była miękka i nadawała się do połknięcia.Jak wzorce z podpatrywania natury przenoszone są do życia społecznego.I jak ona sama je obserwuje i widzi.
- Pająki nie mają potrzeby  potwierdzania ich obecności raczej...-kombinowałam jak koń pod górę.

- Ci, o których teraz myślę, też nie mają takiej potrzeby, ale to ona jednak zadecydowała o tym,że są...Bo kiedy chcemy, by na nas ktoś zatrzymał swój wzrok? Gdy mamy mniejsze poczucie własnej wartości. Jestem staruszką, a mam tę potrzebę.Jest większa niż uprzednio. Gdy tu jesteś, gdy słuchasz, Dobciu, gdy .
-No i zapomniałabym zupełnie. Weż, proszę, zajrzyj tam pod tę skorupę , no  tak, tak...To dla ciebie jest.Przyjmij, bo może się przydać...
-Helusiu!- nie mogę...To jest zbyt cenna rzecz, bym mogła...
-Możesz, bo musisz.Musisz, ponieważ...Chyba coś się dzieje, prawda?

- To tylko Mozart...Rozbił szklankę.
- On nie lubi szkła. Zupełnie jak ja.To dobrze,że rozbił, bo co nam szkło...
- A ja, Helusiu nie lubię...
- Odgaduję,czego nie lubisz, ale ten medalion polubisz. Ma moc i pasuje do ciebie.Wiem to...Popatrzysz nań i będziesz wiedziała,że ...- zasnęła w pół uśmiechu.
Siedziałam i wpatrywałam się w kształt złotych znaków.Mówiły mi niewiele, ale czułam,że przemówią.

Helusia otworzyła mi oczy na sprawę tak ważną jak patrzenie na innych i gdy przechodziłam obok " wrzaskliwej pani" spojrzałam w to miejsce między jej oczami , które Helusia zwała czakramem.Podziałało. Nawet chwilę porozmawiałyśmy o tragedii Norwegii i nic mi nie było.Nic mi nie było, gdy zjawiłam się w domu z niemal godzinnym opóżnieniem, bo uważniej spojrzałam na Kudłatego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz